poniedziałek, 21 października 2013

w żółtych płomieniach liści: Przegibek

Nadrabianie zaległości ciąg dalszy. Tym razem z wypadku na Przegibek dwa weekendy temu. O Przegibku pisałam już tu, więc nie będę się powtarzać. Powiem tylko, że miejsce jest genialne i z przyjemnością tam wracamy, witamy się z gospodarzami i korzystamy z uroków życia. Najlepsze schronisko w Beskidach, najbardziej życzliwi ludzie, najlepsze jedzenie. Czego chcieć więcej? Tylko wolnego miejsca, z czym bywa trudno, szczególnie kiedy jesień jest tak urokliwa...

Na szlaku z Rycerki Górnej – Kolonii do schroniska.




Gdyby Miś, wzorem bohaterów książkowych, umiał się wzdragać, zapewne tak właśnie wzdragałby się.












Na miejscu dogadzamy sobie ciastem drożdżowym z jagodami.


Przegibek.



Hala wokół schroniska.


Ponieważ dwa schroniskowe domy są w całości oblężone, dostajemy do dyspozycji mały domek letniskowy, tylko dla siebie. Domek leży przy drodze, ale wieczorem nie stanowi to problemu. Noc jest ciepła. Siedzimy do późna przy piwku na zewnątrz, gadamy, Miś biega luzem. Jest dobrze.


Nasz domek.


Okolice schroniska.






Miś prezentuje elementarne udogodnienia domku: ławka i bieżąca woda.




Zioranie zza węgła. Bo kto tam idzie drogą? Pewnie trzeba obronić siebie (i Państwa przy okazji).


Ziorania ciąg dalszy.





Chodźmy już...


Na Przegibek zaglądają też koniarze. Puszczają konie luzem...


... a konie tarzają się łapkami, tfu! kopytkami do góry. Nic dziwnego, że Miś spogląda na nie jak na trochę większe dogi i z przyjemnością by się z nimi pobawił.


Miś zafascynowany końmi.


Wreszcie idziemy. Czarnym szlakiem, a potem łączem szlakowym wracamy do Rycerki. Jest pusto, większość turystów schodzi najszybszą drogą do samochodów.


Widoki mamy, że hoho!


Bendoszka.


I widoki z Bendoszki.



Miś też zagląda.






Prawie jak w Bieszczadach...





















Taniec rudych liści.


Miś próbuje zlać się z tłem.