Szliśmy na nowego Pasikowskiego z bardzo dobrym nastawieniem. Że
dobrze, że taki film wreszcie powstał, że strasznie mu utrudniali realizację,
ale przecież zrobił go w końcu, że znajomi zachwalali, że Stuhr wreszcie w
filmie w roli nie-komediowej, a tu taka nagonka na niego, a poza tym chcemy
mieć udany wieczór, więc nastawiamy się na utwierdzenie w przekonaniu, że
dobrze ulokowaliśmy pieniądze w kasie kina.
I sądząc po
reakcjach ludzi w kinie, byliśmy (o dziwo, zgodnie!) w zdecydowanej mniejszości
widzów, których film nie zachwycił. Chociaż bardzo tego zachwytu
chcieliśmy.
To mógł być bardzo
dobry film. Świetny jest sam pomysł fabuły, w której grany przez Maćka Stuhra
bohater sprzeciwia się niepisanym i niemoralnym ludzkim prawom, którym
podporządkowują się wszyscy pozostali mieszkańcy wsi i postanawia ocalić
żydowskie macewy, co skazuje go na ostracyzm i narastającą agresję. Grzebanie w
historiach wojennych odkrywa przed nim prawdę, której nikt nie chce poznać
albo: o której nikt nie chce pamiętać. Tragiczny konflikt, autentyczna, do tego
nieopowiedziana dotąd w kinie historia, nawiązania do współczesnych zdarzeń i „dziki
wschód” w tle, diametralnie inny od tego, który jest za piecem u Pana Boga – to
są wszystko bardzo dobre pomysły, tylko że zebrane razem nie zagrały. Z kilku
powodów. Fatalne dialogi („zaiwanili mi papierosy” mówi jeden chłop do
drugiego. Jasne). Natrętne budowanie atmosfery przedłużonymi scenami, w których
bohater idzie (przez las, przez zaplecze knajpy – idzie – idzie – idzie), gra dramatyczna
muzyka i mamy oczekiwać ZDARZENIA. Przewidywalność tychże zdarzeń powyżej
przeciętnej (jeśli podlaski chłop na środku pola z pszenicą wstawia 300 macew,
to przecież nie po to, żeby w porze żniw kombajnem po tym polu próbować przejechać, a
po to, żeby pole spłonęło i pozostały na nim osmalone przez płomienie płyty
nagrobne, więc nie rozumiem, czemu się ten Kalina tak dziwił jak mu pszenica w
ogniu stanęła). Nieprawdopodobieństwo zdarzeń (ja wiem, że wszyscy już się
nabijali z małorolnego chłopa, który się hebrajskiego z książek nauczył i
biegle czyta napisy na nagrobkach i wiem, że podobno jest to możliwe, i był ktoś taki, ale w kontekście filmu to po
prostu nie przekonuje!) Natrętna symbolika (hamletyczne wygrzebywanie czaszek z dołu z wodą
– skąd ta woda w ogóle? że o finałowym ukrzyżowaniu nie wspomnę). Stereotypy
(80% kobiet w każdym wieku, może poza dwudziesto- czy trzydziestolatkami nosi
na głowach chustki). Bardzo chciałam dać się uwieść, ale
przy takich błędach, absurdalnych pomysłach i naciąganej fabule naprawdę jest to trudne...
Przykre, że się nie
udało. Szkoda, że wielkie poświęcenie, z jakim Maciej Stuhr zagrał swoją rolę,
poszło na marne. To mógł być dużo lepszy film. Może za 10-20 lat będzie
bardziej liczyło się to, że Pasikowski jako pierwszy zmierzył się z tym
tematem, naraził na ideologiczną nagonkę i wprowadził do kultury masowej
najmocniejszy w ciągu ostatniego dziesięciolecia temat historyczny. A może po
prostu to ja nie jestem targetem tego filmu? Bo nie przekonał mnie ani jako
thriller, ani jako film historyczny.