To zdecydowanie najsłabsza powieść Ishiguro, jaką czytałam.
Stylistycznie „Kiedy byliśmy sierotami” jest równie dobre, jak inne teksty
pisarza, ale przy treści coś mi zgrzytało.
„Kiedy byliśmy sierotami” jest pastiszem klasycznego kryminału, połączonym z częstym u Ishiguro zabiegiem pierwszoosobowej narracji, w której słuchamy głosu bohatera, swobodnie rekonstruującego wydarzenia z niedawnej przeszłości na przemian z przywoływaniem mniej lub bardziej odległych wspomnień. Tym razem narratorem jest Christopher Banks, znany i ceniony detektyw. Jak się okazuje, zawód wybrał sobie nieprzypadkowo: od czasu niewyjaśnionego zniknięcia jego rodziców w Szanghaju, chłopiec postanowił zostać detektywem, by móc ich odnaleźć. Christophera poznajemy jako stojącego u progu kariery młodzieńca, tuż po jego przybyciu do Londynu. Dopiero po latach, niemal chwilę przed wybuchem drugiej wojny światowej, jako uznany specjalista od rozwiązywania tajemniczych spraw, Christopher powróci do Szanghaju, by zmierzyć się ze swoją tajemniczą historią.
Brzmi to wszystko bardzo dobrze jako koncepcja, mam niestety do jej realizacji kilka zastrzeżeń. Historia jest nierówna, z wyraźnie słabszymi, nużącymi passusami. Przy całej barwności kolonialnego Szanghaju nierealność tamtejszych perypetii Banksa sprawia, że wolałam „londyńską” część książki. W skrócie: źle nie jest, ale nie porywa.
Kazuo Ishiguro „Kiedy byliśmy sierotami”, tłum. Andrzej
Appel, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2000.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz