Wakacyjne upały, słońce w pełni, lato. Szukającym ochłody
proponuję przenieść się w chłodniejsze miejsce, nawet na parę godzin. Wybrać
się gdzie indziej, w inny klimat. Na przykład do Szwecji, gdzie przy okazji
może zmrozić Was kolejny skandynawski kryminał – tym razem „Hipnotyzer”.
Książki Larsa Keplera nie czytałam, więc nie jestem w stanie ocenić, na ile
film różni się od pierwowzoru, ani co jest lepsze. Film jest przyzwoity. Jest
oczywiście zimno, mroczno, psychopatycznie (wszystko, co od czasów Larssona
kochamy w tym gatunku najbardziej). Będzie też samotny gliniarz, który poprosi
o pomoc w śledztwie tytułowego hipnotyzera, na dokładkę dostajemy też
przerażające dzieci, krwawe zbrodnie i mroczne tajemnice.
Nie wiem, czy to kwestia adaptacji powieści i skrócenia jej
tekstu na potrzeby scenariusza, ale są w tym filmie fragmenty mniej wiarygodne.
Jakieś niedopracowanie, które sprawia, że całość nie dorównuje „Dziewczynie z
tatuażem”, ale na tyle akceptowalne, że trwamy z komisarzem Linną do końca tej
opowieści, chociaż wyłapywane luki w scenariuszu i pewien nagły brak przenikliwości u policjanta mogą drażnić. „Hipnotyzerowi” do filmu Finchera trochę brakuje, ale na letni
wieczór mogę polecić.
„Hypnotisören” („Hipnotyzer”), reż. Lasse Hallström, 2012.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz