Ostatni weekend należał do leniwych. Leniwie wspięliśmy się na Krawców Wierch, leniwie spijaliśmy tam piwko, bez pośpiechu dołączyliśmy do ogniska, celebrowaliśmy śniadanie. Dużo dobrego gadania, miłych spotkań. Bez spiny, bez pośpiechu. Upał nie dokuczał, bo na górze wiało. Nawet zdjęć nie chciało się pstrykać. Kilka zostało pstrykniętych.
Tak było:
Misiowi się ziemia przyklejała do wyschniętych fafli...
Nad Bacówką słońce zachodziło...
Miś nie mógł narzekać na brak zainteresowania ze strony ludzi...
... oraz innych piesków.
Aż się zamotał z wrażenia :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz