Lubię Marjane Satrapi. „Persepolis” podobało mi się i jako
podczytywany w księgarniach komiks, i jako jego późniejsza adaptacja filmowa. Opis fabuły „Kurczaka ze śliwkami”, najnowszego
filmu Satrapi wydał mi się mniej interesujący (niestety, nie znam komiksowego pierwowzoru filmu, także autorstwa Satrapi), ale byłam ciekawa, jak artystka
znana z komiksu i animacji poradziła sobie z pełnometrażowym filmem aktorskim.
Efekt? Jeszcze bardziej lubię Marjane Satrapi!
Kłopot z „Kurczakiem” jest taki, że opisując film ciężko nie
powiedzieć chociaż w jednym zdaniu, o czym on jest. A „Kurczak ze śliwkami” w
zasadzie opowiada prostą historię Nassera-Ali, najwybitniejszego skrzypka swoich
czasów, historię rozbitą na kilka obrazów, najważniejszych w jego życiu
momentów: nauka gry na skrzypcach, niespełniona miłość, nieudane małżeństwo, relacje
z dziećmi, wreszcie zniszczenie instrumentu przez nieszczęśliwą żonę i
pragnienie śmierci, które spełni się po kolejnych dniach wspominania
przeszłości. Tyle ze zdarzeń. Wydaje mi się, że reżyserom, Vincentowi Paronnaud
i Marjane Satrapi bardziej zależało na tym „jak”, a nie „co” opowiedzą. Może to
być wadą, może się podobać. Mnie uwiódł nastrój Teheranu lat pięćdziesiątych XX
wieku, Teheranu przedrewolucyjnego, bardzo wówczas prozachodniego i bardzo
retro. Najmocniejsza w „Kurczaku ze śliwkami” jest właśnie jego strona
wizualna, która dość banalną opowieść zmienia w piękną, orientalną baśń. Twórcy
filmu bawią się kadrami, zmieniają poetyki i konwencje, łącząc dramat obyczajowy
z elementami groteski i komedii. Urodę dawnego Iranu tworzy zarówno perfekcyjna
praca operatora, jak i malownicze animacje panoramy Teheranu. O dziwo, ten
melancholijny nastrój bardziej kojarzy mi się z książkowymi wizjami Istambułu u
Pamuka czy z uwodzicielsko baśniowym „Hakawatim – mistrzem opowieści”
Alameddine’a niż z „Amelią” Jeuneta, z
którą niesłusznie „Kurczaka” porównywano. Wyidealizowana uroda zdecydowanie
słodkiej „Amelii” nie do końca przekłada się na równie piękne kadry z filmu Satrapi,
którego wydźwięk, mimo wszystkich zabawnych scen, jest jednak bardziej gorzki: Nasserowi-Alemu, w
przeciwieństwie do Amelii, całkiem sporo nie udało się osiągnąć, a
uświadomienie sobie własnej porażki budzi w nim pragnienie śmierci.
„Kurczaka ze śliwkami” nie byłoby bez Mathieu Amalrica
(kolejny w tym poście artysta, którego lubię). Psychotyczny czarny charakter z „Quantum
of Solace” i dotknięty paraliżem bohater „Motyla i skafandra”. Mam wrażenie, że
swobodnie i wiarygodnie – w zależności od roli – zmienia maski obłędu i
normalności. Jego Nasser-Ali to zmęczony życiem człowiek, dość przeciętny, który
jednak kiedyś był wielkim artystą… Bardzo ładna ta rola, niejednoznaczna. A w epizodach
partnerują mu Isabella Rossellini, Chiara Mastroianni i Jamel Debbouze.
Smacznego!
„Poulet aux prunes” („Kurczak ze śliwkami”), reż. Vincent
Paronnaud, Marjane Satrapi (2011).
A nie byłaś trochę zawiedziona melodramatycznym zakończeniem?
OdpowiedzUsuńA jakoś tak je kupiłam bez czepiania się :) a Tobie nie spodobało się?
UsuńChyba spodziewałam sie czegoś bardziej złożonego. Ale i tak lubimy Marjane Satrapi!
Usuń