To kolejny film, za który polskiemu dystrybutorowi należą się
szczególne brawa: dzięki kreatywnemu tłumaczeniu tytułu prawie nie obejrzałam „Poradnika
pozytywnego myślenia” (w oryginale „Silver Linings Playbook”). Na szczęście „Trójkowo
– Filmowo” przekonało nas, że może jednak nie jest to kolejna głupawa
amerykańska komedia romantyczna. Na szczęście! Bo o ile termin „komedia” jest
tu na miejscu, o tyle „romantyczności” w „Poradniku…” właściwie nie ma, a ta
opowieść o uczuciach, którą oglądamy na ekranie, nie ma nic wspólnego z klasyką
gatunku firmowanego swego czasu przez Toma Hanksa i Meg Ryan. Uffffff...
Jak można zatem
opisać „Poradnik…”? Jego fabuła właściwie nie zapowiada komedii: on przez
większość filmu pragnie sprawić, żeby wróciła do niego żona, do tego jest
socjopatą z problemami z agresją, przejętymi zresztą od ojca. Ona jest młodą
wdową wychodzącą z depresji po śmierci męża. Właściwie też socjopatyczna,
chociaż mniej niż on. Jest zatem coś, co ich łączy... Te w gruncie rzeczy przygnębiające
życiorysy dalekich od doskonałości bohaterów reżyser filmu nieszablonowo wpisuje
w stereotypowe ramy znanego gatunku. Mamy zatem jego i ją, nierównoczesny
rozwój ich uczuć, wspólny cel, który ich połączy, okraszony do tego konkursem
tanecznym, w którym oboje biorą udział. I… niespodzianka: dzięki ryzykownemu
połączeniu kiczowatego gatunku i oryginalnych bohaterów powstał film zabawny i
mądry. Pat i Tiffany (on i ona) przy wszystkich swoich problemach emocjonalnych
wydają się bliżsi przeciętnemu widzowi niż Hanks i Ryan kiedykolwiek wcześniej.
Ale też Hanks i Ryan starali się być raczej mili i zabawni, nie pozwalając
sobie na to, żeby ich bohaterowie działali na granicy śmieszności, żenady i
szczerości – a między tymi uczuciami balansują odgrywający w „Poradniku…”
główne role Jennifer Lawrence i Bradley Cooper. W efekcie żart dominujący w
filmie to rodzaj „facepalm comedy” (bo jak to inaczej nazwać?): dowcip łączący
śmiech z czymś żenującym, nie w sensie opowieści o czynnościach
fizjologicznych, ale z tym, co w nas wstydliwe, słabe, sentymentalne. „Facet,
nie rób tego!” wołamy, zasłaniamy dłonią oczy, ale patrzymy i kibicujemy. Bo
ten facet szczerze i narażając się na śmieszność coś robi albo komuś coś
wyznaje i trochę nas ta śmieszność krępuje, ale też bawi.
Co ciekawe, bohaterom „Poradnika pozytywnego myślenia” daleko do
ideału. To amerykańska klasa średnia: większości z nich coś udało się osiągnąć,
własny dom, stała praca, ale wiedzą, że te zdobycze mogą równie szybko stracić.
Ta świadomość i stres z nią związany sprawiają, że swoistą psychozą, utratą
stabilności emocjonalnej zagrożeni są właściwie wszyscy bohaterowie filmu,
także ci, którzy pozornie wiodą poukładane życie rodzinne.
Tyle piszę o psychice bohaterów „Poradnika…”, jakby to był poważny
dramat psychologiczny. Tak też można go interpretować, ale „Poradnik
pozytywnego myślenia” to przede wszystkim dobra rozrywka: z wiarygodnymi i
budzącymi ogromną sympatię bohaterami, z fajnym poczuciem humoru, wreszcie z
obrazem ludzi nie różniących się tak bardzo od nas.
I jeszcze na koniec o aktorach: cudowny jest De Niro jako ojciec
głównego bohatera, bardzo dobry Badley Cooper jako pierwszoplanowy świr. Jennifer
Lawrence po Oscarowej gali kochają już chyba wszyscy. W „Poradniku…” gra znowu
(po świetnym „Do szpiku kości” i bardziej hollywoodzkich „Igrzyskach śmierci”)
dziewczynę-twardzielkę, ale to emploi ogrywa na tyle wdzięcznie, wiarygodnie i niuansując tego typu role, że mi ta
powtarzalność nie przeszkadza.
„Silver Linings Playbook” („Poradnik pozytywnego myślenia”), reż. David O. Russell, 2012.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz