wtorek, 26 lutego 2013

świry takie, jak my


To kolejny film, za który polskiemu dystrybutorowi należą się szczególne brawa: dzięki kreatywnemu tłumaczeniu tytułu prawie nie obejrzałam „Poradnika pozytywnego myślenia” (w oryginale „Silver Linings Playbook”). Na szczęście „Trójkowo – Filmowo” przekonało nas, że może jednak nie jest to kolejna głupawa amerykańska komedia romantyczna. Na szczęście! Bo o ile termin „komedia” jest tu na miejscu, o tyle „romantyczności” w „Poradniku…” właściwie nie ma, a ta opowieść o uczuciach, którą oglądamy na ekranie, nie ma nic wspólnego z klasyką gatunku firmowanego swego czasu przez Toma Hanksa i Meg Ryan. Uffffff...



Jak można zatem opisać „Poradnik…”? Jego fabuła właściwie nie zapowiada komedii: on przez większość filmu pragnie sprawić, żeby wróciła do niego żona, do tego jest socjopatą z problemami z agresją, przejętymi zresztą od ojca. Ona jest młodą wdową wychodzącą z depresji po śmierci męża. Właściwie też socjopatyczna, chociaż mniej niż on. Jest zatem coś, co ich łączy... Te w gruncie rzeczy przygnębiające życiorysy dalekich od doskonałości bohaterów reżyser filmu nieszablonowo wpisuje w stereotypowe ramy znanego gatunku. Mamy zatem jego i ją, nierównoczesny rozwój ich uczuć, wspólny cel, który ich połączy, okraszony do tego konkursem tanecznym, w którym oboje biorą udział. I… niespodzianka: dzięki ryzykownemu połączeniu kiczowatego gatunku i oryginalnych bohaterów powstał film zabawny i mądry. Pat i Tiffany (on i ona) przy wszystkich swoich problemach emocjonalnych wydają się bliżsi przeciętnemu widzowi niż Hanks i Ryan kiedykolwiek wcześniej. Ale też Hanks i Ryan starali się być raczej mili i zabawni, nie pozwalając sobie na to, żeby ich bohaterowie działali na granicy śmieszności, żenady i szczerości – a między tymi uczuciami balansują odgrywający w „Poradniku…” główne role Jennifer Lawrence i Bradley Cooper. W efekcie żart dominujący w filmie to rodzaj „facepalm comedy” (bo jak to inaczej nazwać?): dowcip łączący śmiech z czymś żenującym, nie w sensie opowieści o czynnościach fizjologicznych, ale z tym, co w nas wstydliwe, słabe, sentymentalne. „Facet, nie rób tego!” wołamy, zasłaniamy dłonią oczy, ale patrzymy i kibicujemy. Bo ten facet szczerze i narażając się na śmieszność coś robi albo komuś coś wyznaje i trochę nas ta śmieszność krępuje, ale też bawi.

Co ciekawe, bohaterom „Poradnika pozytywnego myślenia” daleko do ideału. To amerykańska klasa średnia: większości z nich coś udało się osiągnąć, własny dom, stała praca, ale wiedzą, że te zdobycze mogą równie szybko stracić. Ta świadomość i stres z nią związany sprawiają, że swoistą psychozą, utratą stabilności emocjonalnej zagrożeni są właściwie wszyscy bohaterowie filmu, także ci, którzy pozornie wiodą poukładane życie rodzinne.

Tyle piszę o psychice bohaterów „Poradnika…”, jakby to był poważny dramat psychologiczny. Tak też można go interpretować, ale „Poradnik pozytywnego myślenia” to przede wszystkim dobra rozrywka: z wiarygodnymi i budzącymi ogromną sympatię bohaterami, z fajnym poczuciem humoru, wreszcie z obrazem ludzi nie różniących się tak bardzo od nas.

I jeszcze na koniec o aktorach: cudowny jest De Niro jako ojciec głównego bohatera, bardzo dobry Badley Cooper jako pierwszoplanowy świr. Jennifer Lawrence po Oscarowej gali kochają już chyba wszyscy. W „Poradniku…” gra znowu (po świetnym „Do szpiku kości” i bardziej hollywoodzkich „Igrzyskach śmierci”) dziewczynę-twardzielkę, ale to emploi ogrywa na tyle wdzięcznie, wiarygodnie i niuansując tego typu role, że mi ta powtarzalność nie przeszkadza.

 „Silver Linings Playbook” („Poradnik pozytywnego myślenia”), reż. David O. Russell, 2012.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz