poniedziałek, 1 kwietnia 2013

„Drogówka” nie tylko o drogówce


Na ogół staram się nie wczytywać w recenzje filmów, których jeszcze nie widziałam: nie chcę się z góry uprzedzać ani nastawiać, wolę potem skonfrontować własną interpretację ze zdaniem zawodowych krytyków. Pewnie dlatego z recenzji poświęconych „Drogówce” Wojtka Smarzowskiego zapamiętałam właściwie tylko tyle, że to film jak na polską średnią bardzo dobry, ale już jak na możliwości samego reżysera mógł być lepszy. Niestety, nie pamiętam, jaki błąd lub błędy miałby popełnić przy kręceniu „Drogówki” Smarzowski; ja nie zamierzam go krytykować ani mu niczego wypominać. W „Drogówce” dostajemy to wszystko, za co Smarzowskiego kochamy i nienawidzimy: niepowtarzalnie realistyczny obraz Polski współczesnej, przygnębiająco trafną diagnozę nas – małych i nie tak bardzo pomnikowych mieszkańców tego zepsutego kraju, samotnego bohatera, który ratując resztki własnej godności stawia czoło złu w walce, której wygrać się nie da. Jeśli dodamy do tego gorzko-groteskowe poczucie humoru, podlejemy odpowiednią ilością przelanej wódki i obsadzimy aktorami Smarzowskiego (Arkadiusz Jakubik, Marian Dziędziel, Bartłomiej Topa, Maciej Stuhr, ale też ostatnio Agata Kulesza, Kinga Preis, Marcin Dorociński) – dostajemy filmową wizję Polski wg Smarzowskiego. Może nas ten obraz nie cieszyć, można spierać się z jego prawdziwością, ale nie sposób odmówić mu siły.

Wbrew moim oczekiwaniom, wywołanym obejrzeniem niezbyt udanego trailera filmu, „Drogówka” nie składała się z serii obyczajowych skeczy, w których policyjne służby drogowe zatrzymują kolejnych, skretyniałych lub pijanych w trupa kierowców i przyjmują od nich łapówki, w przerwach zabawiając się z zatrzymanymi prostytutkami. W tym punkcie właściwy film Smarzowskiego dopiero się zaczyna i opisany obrazek jest zaledwie wierzchołkiem góry lodowej („wierzchołkiem gównianej góry lodowej”, dopowiada mi Pan Młodszy), z jaką przyjdzie nam się zmierzyć. Kalejdoskop zatrzymanych kierowców okazuje się ostatecznie niebagatelnym elementem konstruującym fabułę filmu, podobnie jak irytujący początkowo motyw paradokumentalnych krótkich filmików „z życia drogówki”, kręconych przez wszystkich bohaterów telefonami komórkowymi i zmontowanymi na przemian z tradycyjną taśmą filmową.



W porównaniu z wcześniejszymi filmami Smarzowskiego „Drogówka” jest dużo bardziej popkulturowa. Kiedy wreszcie z chaosu pozornie nieznaczących zdarzeń, ostro zakrapianych imprez, przypadkowego, szybkiego seksu i rosnącej frustracji podczas pełnionej służby naszą uwagę przyciągnie jeden z bohaterów i związane z nim zdarzenia, „Drogówka” staje się właściwie kinem akcji, ambitnym i precyzyjnie skonstruowanym filmem sensacyjnym z elementami thrillera, „Ściganym” w wersji polskiej.

Trudno ten film opisać i nie zniszczyć suspensu, jaki proponuje nam Smarzowski. Dlatego tutaj się zatrzymam. Powiem jedno: jak widzę przy drodze gliniarzy z „suszarkami” – myślę już o nich trochę inaczej niż dotychczas. 

„Drogówka”, reż. Wojtek Smarzowski, 2013.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz