Na ogół staram się nie wczytywać w recenzje filmów, których
jeszcze nie widziałam: nie chcę się z góry uprzedzać ani nastawiać, wolę potem
skonfrontować własną interpretację ze zdaniem zawodowych krytyków. Pewnie
dlatego z recenzji poświęconych „Drogówce” Wojtka Smarzowskiego zapamiętałam
właściwie tylko tyle, że to film jak na polską średnią bardzo dobry, ale już
jak na możliwości samego reżysera mógł być lepszy. Niestety, nie pamiętam,
jaki błąd lub błędy miałby popełnić przy kręceniu „Drogówki” Smarzowski; ja nie
zamierzam go krytykować ani mu niczego wypominać. W „Drogówce” dostajemy to
wszystko, za co Smarzowskiego kochamy i nienawidzimy: niepowtarzalnie
realistyczny obraz Polski współczesnej, przygnębiająco trafną diagnozę nas – małych
i nie tak bardzo pomnikowych mieszkańców tego zepsutego kraju, samotnego bohatera,
który ratując resztki własnej godności stawia czoło złu w walce, której wygrać
się nie da. Jeśli dodamy do tego gorzko-groteskowe poczucie humoru, podlejemy
odpowiednią ilością przelanej wódki i obsadzimy aktorami Smarzowskiego (Arkadiusz
Jakubik, Marian Dziędziel, Bartłomiej Topa, Maciej Stuhr, ale też ostatnio
Agata Kulesza, Kinga Preis, Marcin Dorociński) – dostajemy filmową wizję Polski
wg Smarzowskiego. Może nas ten obraz nie cieszyć, można spierać się z jego prawdziwością,
ale nie sposób odmówić mu siły.
Wbrew moim oczekiwaniom, wywołanym obejrzeniem niezbyt
udanego trailera filmu, „Drogówka” nie składała się z serii obyczajowych skeczy,
w których policyjne służby drogowe zatrzymują kolejnych, skretyniałych lub
pijanych w trupa kierowców i przyjmują od nich łapówki, w przerwach zabawiając
się z zatrzymanymi prostytutkami. W tym punkcie właściwy film Smarzowskiego dopiero
się zaczyna i opisany obrazek jest zaledwie wierzchołkiem góry lodowej („wierzchołkiem
gównianej góry lodowej”, dopowiada mi Pan Młodszy), z jaką przyjdzie nam się
zmierzyć. Kalejdoskop zatrzymanych kierowców okazuje się ostatecznie
niebagatelnym elementem konstruującym fabułę filmu, podobnie jak irytujący
początkowo motyw paradokumentalnych krótkich filmików „z życia drogówki”,
kręconych przez wszystkich bohaterów telefonami komórkowymi i zmontowanymi na
przemian z tradycyjną taśmą filmową.
W porównaniu z wcześniejszymi filmami Smarzowskiego „Drogówka”
jest dużo bardziej popkulturowa. Kiedy wreszcie z chaosu pozornie nieznaczących
zdarzeń, ostro zakrapianych imprez, przypadkowego, szybkiego seksu i rosnącej
frustracji podczas pełnionej służby naszą uwagę przyciągnie jeden z bohaterów i
związane z nim zdarzenia, „Drogówka” staje się właściwie kinem akcji, ambitnym
i precyzyjnie skonstruowanym filmem sensacyjnym z elementami thrillera, „Ściganym”
w wersji polskiej.
Trudno ten film opisać i nie zniszczyć suspensu, jaki
proponuje nam Smarzowski. Dlatego tutaj się zatrzymam. Powiem jedno: jak widzę
przy drodze gliniarzy z „suszarkami” – myślę już o nich trochę inaczej niż
dotychczas.
„Drogówka”, reż. Wojtek Smarzowski, 2013.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz