poniedziałek, 15 kwietnia 2013

jak brat z bratem


Kiedy krzyknęłam: „John C. Reilly kupił prawa do sfilmowania Braci Sisters!”, Pan Młodszy spytał tylko: „kto?”. Ten aktor, który w „Rzezi” Polańskiego nie był Christopherem Waltzem. Uroda przeciętnego przechodnia w średnim wieku, mistrz drugiego planu, niedoceniany świetny aktor. Co prawda filmowa wyrocznia, jaką jest IMDB planów tych, jeszcze z 2011 roku, nie potwierdza, ale mam wielką nadzieję, że „Bracia Sisters” jednak sfilmowani zostaną i że Reilly w nich wystąpi.



Powieść Patricka DeWitta ma wszelkie atuty, jakie przydają się przy ekranizacji: są tu i pełnokrwiści bohaterowie, i podróż jako główna osnowa akcji, i dużo przygód, a do tego narracja zgrabnie balansuje między humorem a grozą. Największym wyzwaniem przy adaptacji tej prozy na filmowy scenariusz będzie uporanie się ze zmianą perspektywy narracyjnej i uzupełnienie szczegółów. W powieści narratorem jest jeden z tytułowych braci Sisters, Eli. Opowiadana przez niego historia koncentruje się na relacjach z bratem Charliem oraz opisie realizacji kolejnego zlecenia, jakie wydał im ich przełożony, Komandor. A ponieważ bracia są zatrudnionymi przez niego płatnymi mordercami, przygód podczas ich wędrówki nie może zabraknąć.

Ta na poły westernowa opowieść o podróży z Oregonu do San Francisco przez XIX-wieczną, ogarniętą gorączką złota Amerykę, świetnie obywa się bez szczegółowych opisów miejsc, które odwiedzają bracia. Ubłocone ulice małych miasteczek Dzikiego Zachodu, saloony i hotele są tak stereotypowymi elementami amerykańskiej mitologii i popkultury, że podczas lektury klisze z adekwatnymi obrazami niemal automatycznie pojawiają się przed oczyma. W tych doskonale opatrzonych sceneriach DeWitt każe swoim bohaterom – niepokonanym rewolwerowcom  zachowywać się nie do końca w zgodzie z wizerunkiem twardego faceta spod znaku Johna Wayna. Siłą „Braci Sisters” jest mocna strona obyczajowa i błyskotliwy zapis codzienności tytułowych bohaterów. Zatem Eli nie tylko strzela do ludzi, ale też poznaje pierwsze leki przeciwbólowe czy pastę do zębów i wybiera jej smak, przygotowuje posiłki, martwi się o swojego konia, próbuje schudnąć, odwiedza lekarza i dentystę, onanizuje się… Wszystkie te wydarzenia opowiedziane przez jednego z braci są nie tylko malowniczymi i często zabawnymi obrazkami obyczajowymi; stanowią też świetny pretekst do przedstawienia kolejnych barwnych postaci, w tym tytułowego rodzeństwa. W tej rodzinnej spółce funkcję szefa pełni Charlie, postać dużo bliższa naszym wyobrażeniom o rewolwerowcu niż jego młodszy brat. Charlie korzysta z życia: lubi zjeść i wypić, szybko załatwia sprawy z kobietami, nie patyczkuje się z ludźmi, których ma zabić. Pewny siebie i swojej szybkości, często dokucza bratu, chociaż nie umiałby bez niego pracować. Eli jest jego przeciwieństwem: otyły lub z tendencjami do tycia, jest tym słabszym, gorszym bratem, często wykorzystywanym (dla przykładu, jeśli bracia dzielą konie, to Chyży trafi do Charliego, a na Baryłce jeździć będzie Eli). Niezwykłe połączenie ociężałości i wrażliwości, w jakie wyposażył tego bohatera i narratora w jednej osobie DeWitt, leży u podstaw sukcesu tej książki. Eli jest poczciwy, dobroduszny, współczujący, a jednocześnie bez wahania zastrzeli każdego, kto może zagrozić jego bratu. Tę sprzeczność czytelnik uświadamia sobie dopiero po oderwaniu się od lektury: „Bracia Sisters” napisani są tak sugestywnie, że czyta się ich z fascynacją i radością. Ostatecznie braci Sisters nie da się nie lubić i nie kibicować im, zapominając o mrocznej stronie ich działalności.

Dlatego mam nadzieję, że ten film powstanie! Tym bardziej, że John C. Reilly jako Eli… to byłoby coś :-)

A dla tych, którzy nadal nie kojarzą gościa, jego popisowe role – w „Chicago” Roba Marshalla 


oraz w „Rzezi” Romana Polańskiego.



Patrick DeWitt, „Bracia Sisters”, tłum. Paweł Schreiber, Wydawnictwo Czarne, 2013.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz