Duet literacki. Dziwna forma. Nie wiadomo, gdzie kończy się
myśl, fraza pierwszego autora, a gdzie zaczyna się działanie drugiego, jego
odrębne widzenie świata. Może przez to, że znam i lubię pisanie Martina
Pollacka, widziałam w „Pogromcy wilków” te cechy jego stylu, które tak bardzo
mnie uwiodły w „Ojcobójcy” czy „Śmierci w bunkrze”: wrażliwość i rzadką
umiejętność opisywania skomplikowanych relacji prostym, a jednocześnie precyzyjnym
językiem.
„Pogromca wilków” to trzy krótkie eseje. Punktem wyjścia
każdego z nich jest zdarzenie z historii Polski współczesnej – wojennej i powojennej
– widzianej z perspektywy pojedynczego człowieka. To zdarzenia, które zmieniły
życie zwykłych ludzi, żyjących na peryferiach Europy, daleko od centrów władzy.
Jest tu to, co tak bardzo lubię w Mitteleuropejskich opowieściach Pollacka:
historie o pograniczach i ich mieszkańcach, którym dwudziesty wiek przypisał
określone etykiety etniczne, a potem kazał się z nich rozliczyć. Mamy zatem
opowieść o wizycie w Bieszczadach, z Akcją „Wisła” w tle, rozprawienie się z
mitem pochowanego w Machowej żołnierza Wehrmachtu, niemal uznanego za
błogosławionego, w rzeczywistości dezertera oraz monolog Żyda, zmuszonego do
opuszczenia Polski w 1968 roku. Niby nic nowego, a jednak uwodzi. Ransmayr i
Pollack pokazują niejednoznaczność pamięci, mitu i historii. Dopuszczają do
głosu różne wersje prawdy, jej nieuchwytność, zmienność. Budzą niepokój.
Ta maleńka książka domaga się smakowania, niespiesznej
lektury, chwili refleksji.
Christoph
Ransmayr, Martin Pollack, „Pogromca wilków. Trzy duety literackie”,
tłum. Karolina Niedenthal, Wydawnictwo Czarne, 2012.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz