Wczorajszy dzień upłynął pod znakiem grzybobrania. Pogoda sprzyja urlopowiczom, ale nie grzybom, zatem wielkich zbiorów nie zwieźliśmy do domu. Na jajecznicę poranną wystarczyło. Do tego mieliśmy miły spacerek w pięknym lesie.
Kto tu kogo prowadzi?
Sokoli wzrok Hani odkrył sprytnie zakamuflowane kurki.
Dzisiaj wybraliśmy się na wycieczkę wschodnim brzegiem jeziora Wigry: od Rosochatego Rogu do Czerwonego Folwarku zielonym szlakiem i z powrotem czerwonym szlakiem rowerowym: około 12 km, cztery godziny przejścia z długimi odpoczynkami. Droga wiodła w sporej części lasem, ale nasłonecznione odcinki dały popalić Misiowi. Niestety, nie da rady przejść całości przy samym brzegu Wigier: szlak dociera do jeziora w kilku miejscach, skąd rozciągają się malownicze widoki. Kilka pocztówek wrzucam niżej.
Jeden z malowniczych pomostów na trasie:
Misiek postanowił skoczyć z pomostu do wody. Nie był to najlepszy pomysł, woda okazała się śmierdzącym mułem, a Miś miał poważne kłopoty z powrotem na pomost. Nie obyło się bez interwencji Pana...
Wszystko się dobrze skończyło i już po chwili Miś otrzepywał się na pomoście.
Po przygodzie na pomoście Miś wymagał elementarnej kąpieli.
Czerwony Krzyż. Mogiła uczestników powstania styczniowego została upamiętniona gigantycznym krzyżem, stojącym na wysokim brzegu Wigier. Wokół krzyża znajdują się żarna i przyrządy rolnicze mieszkańców nieistniejącej już wsi Czerwony Krzyż. Nie jestem wielką fanką pomników, ale w tym dobrze łączy się koncepcja, kontekst miejsca, detale...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz