sobota, 1 czerwca 2013

Królowa nie przypłynęła

„Bunt na Bounty” i „Władca much” w jednym. Maciej Wasielewski, którego debiut (napisane razem z Marcinem Michalskim reportaże „81:1. Opowieści z Wysp Owczych”) opowiadał o niewielkim i właściwie nieznanym kraju europejskim, tym razem wyruszył jeszcze dalej, do jeszcze mniejszej społeczności. Wyspa Pitcairn leży mniej więcej w połowie drogi morskiej między Australią a Panamą, właściwie na samym środku Oceanu Spokojnego. Jej mieszkańcy to w większości potomkowie legendarnych buntowników z „Bounty”, którzy po obaleniu kapitana i uprowadzeniu młodych Tahitańczyków uciekali przed czekającą ich karą. Kiedy w 1790 roku osiedlili się na wyspie Pitcairn, spalili swój statek, aby odciąć sobie drogę powrotną do świata. I świat na długie lata o nich zapomniał.


Jak pisze Wasielewski, dziś dotarcie na wyspę nadal nie jest proste. Na Pitcairn mieszka obecnie około sześćdziesięciu osób; wizyty z zewnątrz są stosunkowo rzadkie, dziennikarze praktycznie nie mają tu wstępu (autor „Jutro przypłynie królowa” podał się za doktoranta antropologii, aby móc dostać się na wyspę nie jako turysta i spędzić tam dłuższy czas). Stopniowo dowiadujemy się, że rajska wyspa, zamieszkana przez niewielką wspólnotę, utrzymującą się z pracy własnych rąk, w rzeczywistości była i nadal jest miejscem krwawych starć między członkami tej społeczności, rosnącej przemocy, walki o władzę, których kulminacją był proces o pedofilię, wytoczony siedmiu mieszkańcom Pitcairn. Wasielewski świetnie „wyczuwa ludzi” i umie z nimi rozmawiać. Dodatkowo z częścią reporterską splata się próba opisu mechanizmów rządzących tą małą, zamkniętą społecznością, w której autor widzi laboratoryjny przypadek brutalnego ścierania się osobowości rodem z „Władcy much” Goldinga. Dlatego z jednej strony widzimy codzienność Pitcairn jego oczami, człowieka z zewnątrz, razem z nim poznajemy historię wyspy, dowiadujemy się, kim byli marynarze, zastanawiamy się, jak bardzo odziedziczona po przodkach kultura, mentalność i przekonania mogły wpływać na dzisiejsze postawy. Z drugiej strony, Wasielewski wprowadza sugestywny, bardzo emocjonalny obraz Veroniki, jednej z nielicznych uciekinierek z Pitcairn, wielokrotnie gwałconej dziewczynki, dziś – złamanej kobiety, jej wspomnienia i próby ułożenia swojego życia po traumie dojrzewania na „rajskiej wyspie”.

Klaustrofobia, duszna atmosfera ciasnej przestrzeni, w której wszyscy wiedzą, kto z kim o czym rozmawia, panująca na wyspie zmowa milczenia i głęboki podział na miejscowych i urodzonych poza wyspą „Judaszy”, pozostałości kolonializmu (wyspa oficjalnie pozostaje pod jurysdykcją Wielkiej Brytanii, choć część mieszkańców nie przyjmuje tego do wiadomości), widocznego w tym, jak Anglia traktuje swe zamorskie terytorium oraz jak widzą Brytyjczyków mieszkańcy Pitcairn, połączona z niemożnością ucieczki z wyspy oraz z próbami prowadzenia szlachetnego, wspólnotowego życia – wszystko to sprawia, że książkę można czytać na różnych poziomach, odrywając się od sztampy reporterskich barwnych anegdot z wyjazdu w egzotyczne miejsce. Po „Jutro przypłynie królowa” spodziewajcie się raczej opowieści o tym, jak bardzo opresyjna może być wspólnota, a świat zorganizowany przez nią – zły.


Maciej Wasielewski, „Jutro przypłynie królowa”, Wydawnictwo Czarne, 2013.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz