„Bunt na Bounty” i
„Władca much” w jednym. Maciej Wasielewski, którego debiut (napisane razem z
Marcinem Michalskim reportaże „81:1. Opowieści z Wysp Owczych”) opowiadał o niewielkim
i właściwie nieznanym kraju europejskim, tym razem wyruszył jeszcze dalej, do
jeszcze mniejszej społeczności. Wyspa Pitcairn leży mniej więcej w połowie
drogi morskiej między Australią a Panamą, właściwie na samym środku Oceanu
Spokojnego. Jej mieszkańcy to w większości potomkowie legendarnych buntowników z
„Bounty”, którzy po obaleniu kapitana i uprowadzeniu młodych Tahitańczyków uciekali przed czekającą ich karą. Kiedy w 1790 roku osiedlili się na wyspie
Pitcairn, spalili swój statek, aby odciąć sobie drogę powrotną do świata. I
świat na długie lata o nich zapomniał.
Jak pisze Wasielewski, dziś dotarcie na wyspę nadal nie jest
proste. Na Pitcairn mieszka obecnie około sześćdziesięciu osób; wizyty z zewnątrz
są stosunkowo rzadkie, dziennikarze praktycznie nie mają tu wstępu (autor „Jutro
przypłynie królowa” podał się za doktoranta antropologii, aby móc dostać się na
wyspę nie jako turysta i spędzić tam dłuższy czas). Stopniowo dowiadujemy się,
że rajska wyspa, zamieszkana przez niewielką wspólnotę, utrzymującą się z pracy
własnych rąk, w rzeczywistości była i nadal jest miejscem krwawych starć między
członkami tej społeczności, rosnącej przemocy, walki o władzę, których
kulminacją był proces o pedofilię, wytoczony siedmiu mieszkańcom Pitcairn.
Wasielewski świetnie „wyczuwa ludzi” i umie z nimi rozmawiać. Dodatkowo z
częścią reporterską splata się próba opisu mechanizmów rządzących tą małą, zamkniętą społecznością, w której autor widzi laboratoryjny przypadek brutalnego
ścierania się osobowości rodem z „Władcy much” Goldinga. Dlatego z
jednej strony widzimy codzienność Pitcairn jego oczami, człowieka z zewnątrz, razem
z nim poznajemy historię wyspy, dowiadujemy się, kim byli marynarze, zastanawiamy
się, jak bardzo odziedziczona po przodkach kultura, mentalność i przekonania
mogły wpływać na dzisiejsze postawy. Z drugiej strony, Wasielewski wprowadza
sugestywny, bardzo emocjonalny obraz Veroniki, jednej z nielicznych
uciekinierek z Pitcairn, wielokrotnie gwałconej dziewczynki, dziś – złamanej kobiety,
jej wspomnienia i próby ułożenia swojego życia po traumie dojrzewania na „rajskiej
wyspie”.
Klaustrofobia, duszna atmosfera ciasnej przestrzeni, w której wszyscy wiedzą,
kto z kim o czym rozmawia, panująca na wyspie zmowa milczenia i głęboki podział
na miejscowych i urodzonych poza wyspą „Judaszy”, pozostałości kolonializmu
(wyspa oficjalnie pozostaje pod jurysdykcją Wielkiej Brytanii, choć część
mieszkańców nie przyjmuje tego do wiadomości), widocznego w tym, jak
Anglia traktuje swe zamorskie terytorium oraz jak widzą Brytyjczyków mieszkańcy
Pitcairn, połączona z niemożnością ucieczki z wyspy oraz z próbami prowadzenia szlachetnego, wspólnotowego życia – wszystko to sprawia, że książkę
można czytać na różnych poziomach, odrywając się od sztampy reporterskich barwnych
anegdot z wyjazdu w egzotyczne miejsce. Po „Jutro przypłynie królowa”
spodziewajcie się raczej opowieści o tym, jak bardzo opresyjna może być
wspólnota, a świat zorganizowany przez nią – zły.
Maciej Wasielewski, „Jutro przypłynie królowa”, Wydawnictwo
Czarne, 2013.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz