sobota, 8 grudnia 2012

mogło być lepiej: „Darkroom”


Fajnie czasem sobie coś przeczytać, niezobowiązującego, lekkiego i sympatycznego. I żeby jeszcze nastrój poprawiało, szczególnie kiedy do książki zaglądam przy porannej herbacie, przed wyjściem do pracy. Na taką „ciężko ranną” książkę wybrałam sobie ostatnio „Darkroom” Chorwatki Rujany Jeger i... trochę się zawiodłam. Z „Darkroomem” spotkałam się raz, lata temu, kiedy książka dopiero wchodziła na polski rynek. Na jej podstawie powstał scenariusz teatralny (autorstwa Przemysława Wojcieszka, grany potem w Polonii) i brałam udział w jego próbie czytanej. Wojcieszek genialnie przeniósł akcję „Darkroomu” w polskie realia, całą opowieść zagęścił, nadał jej fabularną spójność i wydobył obecne też w książce (choć mniej eksponowane) poczucie humoru.

„Darkroom” książkowy to nadal zabawna opowieść rodzinna, w której drobne utarczki językowe wielopokoleniowej rodziny krzyżują się z jej jugosłowiańską historią i zupełnie niedopasowaną do niej współczesnością emigrantów żyjących w Wiedniu. Mamy więc Wiedeń i Zagrzeb, wspominającego ustaszów dziadka i przyjaciela wnuczki, geja, wnuka Serba i muzułmanki, bombardowanie Belgradu i wizytę w darkroomie.




Podczas lektury okazało się, że książka ma kilka wad, których scenariusz był już pozbawiony (przede wszystkim scenariusz zmienił konstrukcję powieści, chaotyczna wielowątkowość przypominająca przypadkowe zapiski wspomnieniowe na dłuższą metę drażni), nie wywołuje też dzikich napadów śmiechu (chociaż trzeba pamiętać, że podczas próby swoje robi interpretacja aktorska), ale w paru miejscach i tak można się uśmiechnąć:

„Życie jest jak darkroom, mówi Krystian. Nigdy nie wiesz, kto i w jaki sposób cię wydyma, ani też kogo ty wydymasz i jak. Ale to zbyt podniecające, żeby ot tak, po prostu wyjść”.

„A zatem, mówi Krystian, pieprzyłem się wczoraj na łóżku wodnym. Tyle że tamten się pospieszył i pierwszy zadarł nogi, więc to ja musiałem wziąć się do roboty. Ale po kilku ruchach powstały fale, najprawdziwsze w świecie, i zaczęły mną rzucać jak tzatziki. Tzatziki to sałatka z ogórka z jogurtem, wtrącam się ja, wieczna prenumeratorka magazynu National Geographic. Tsunami, Krystian, tsunami”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz