Ostatni weekend nareszcie udało się spędzić w całości poza Krakowem. W sobotę wzięliśmy udział w dogowisku (za zaproszenie i gościnę bardzo dziękujemy!). Psiarzy nie odstraszył nawet trzaskający mróz. Byliśmy więc świadkami bliskiego spotkania doga niemieckiego z dalmatyńczykami („i
napisz, że to zdjęcie poglądowe do odróżniania doga arlekina od dalmatyńczyka” grzmi Pan
Młodszy. No to piszę):
Mamy też zdjęcie służące do odróżniania doga niemieckiego od sarny. To są sarny:
A to już psie piękności:
Misia niestety nie mogliśmy puścić, więc tęsknym wzrokiem spoglądał na kolegów:
Słodziak:
Miś poszalał sobie za to na drugi dzień na spacerku:
Nie wiem tylko, czy był aż tak niewybiegany, czy też nie chciał dać się zmóc mrozowi:
A pejzaż już był zimowy:
Robiliśmy sobie głupie zdjęcia z ręki:
A Miś ganiał jak oszalały:
Chyba się wreszcie zmęczył?
Misiek chory? Czy z innych powodów nie może bawić się z kolegami?
OdpowiedzUsuńNa zdjęciach z patyczkiem wygląda jak okaz zdrowia :)
:) przed wyjazdem pytaliśmy organizatorkę, jak z samcami dozimi w grupie. okazało się, że poza misiem w tej grupce były dwa dwulatki, które nie do końca zapałały do niego sympatią... a jako że miś sobie w kaszę nie daje dmuchać, to nie chcieliśmy ryzykować jakiejś spiny - psów szkoda i stres by pewnie zepsuł fajną imprezę. a nasze misio było największe i - co zaskakujące - najwyraźniej z najsilniejszym charakterem:) w praktyce: psy powinny się obwąchać, żeby po zapoznaniu móc się razem bawić. jeśli któryś nie ma na to ochoty, to się włącza warkot. i wtedy już nie ma co ryzykować.
OdpowiedzUsuńmisiewicz na szczęście zdrowy, acz oszczędzamy go jeszcze trochę. te szaleństwa z małymi pieskami w psim parku naprawdę go wykańczają:) pm