Możemy błądzić bez celu po krainie przypadkowości. Tak samo jak skrzydlate nasionka niektórych roślin są przenoszone przez kapryśny wiosenny wiatr.
Ale można też uważać, że w ogóle nie istnieje żadna przypadkowość. To, co się już zdarzyło, najwyraźniej się już zdarzyło, a to, co się nie zdarzyło, najwyraźniej się nie zdarzyło. Czyli jesteśmy tylko chwilowym bytem uwięzionym pomiędzy „niczym” przed nami i „wszystkim” za nami i nie ma tu ani przypadkowości, ani prawdopodobieństwa. Między tymi dwoma poglądami nie ma właściwie dużej różnicy. To tak jakby nadać tej samej potrawie dwie różne nazwy (dotyczy to zresztą większości przeciwstawnych poglądów).
Można uważać, że spanie z dziewczyną to bardzo ważna sprawa, a można też uważać, ze to nic takiego. Czyli istnieje seks jako autoterapia i seks dla zabicia czasu.
Seks może być od początku do końca terapią albo od początku do końca sposobem na zabicie czasu. Zdarza się też, że seks, który zaczyna się jako terapia, pod koniec staje się zabijaniem czasu i na odwrót. Można powiedzieć, że nasze życie płciowe diametralnie różni się od życia płciowego wielorybów.
Nie jesteśmy wielorybami – to jedna z głównych tez mojego życia płciowego.
Na szczęście, w miarę upływu zdarzeń bohaterowie muszą
więcej działać niż myśleć, więc podobne wyznania zostają nam oszczędzone i
możemy skupić się wyłącznie na śledzeniu fabuły. A jest co śledzić, bo przygody jednego z mieszkańców Tokio pędzą niczym w powieści sensacyjnej, a tajemniczy
bohaterowie, których napotyka, odrealniają tę historię, skłaniając do jej
metaforycznej interpretacji. Sęk w tym, że to wszystko, o czym czytamy,
napisane jest szalenie sugestywnie i przekonująco, ale próba streszczenia, o
czym jest książka, narazić mnie może tylko na śmieszność. Murakami świetnie
opisuje historię faceta, któremu nagle zaczynają się przytrafiać przygody na
pograniczu realności i fantastyki. Te niezwykłe zdarzenia aż proszą się o wytłumaczenie,
którego ostatecznie nie dostajemy. Czym jest tytułowa owca? Do czego dąży? Podobnych
niewytłumaczalnych niesamowitości dostajemy więcej: jest dziewczyna-medium o
magicznych niemal uszach, Człowiek-Owca, Owczy Profesor, dowiadujemy się, czym
jest bezowczość… wszystko to najpierw budzi obcość, potem wciąga jako narracja,
ale poza przyjemnością śledzenia całkowicie odklejonych od rzeczywistości
zdarzeń, niewiele z tego wynika. Podobno sam Murakami przyznaje się, że nie
wie, jak interpretować owcę z własnej powieści…
Łatwość lektury Murakamiego jest też w pewnym sensie jej
wadą. Obie powieści, które przeczytałam, osadzone są w Tokio zwesternizowanym. Stylizowani na japońskich everymanów bohaterowie jedzą burgery i omlety, noszą sprane dżinsy i adidasy, słuchają
amerykańskich przebojów, pracują na własną rękę i bez większego problemu
porzucają tę pracę, aby w żywiole podróży odnaleźć siebie. Innymi słowy,
jesteśmy na peryferiach Japonii w kimonach, ale i Japonii spod znaku Hello
Kitty, pracowników korporacji widzimy tylko przez okno. Obyczajowość, kultura,
pejzaż miejski – wszystko to nie różni się niczym od tego, który znamy z
własnego podwórka. To na pewno ułatwia lekturę, ale nie należy dać się zwieść
pozorom. „Niejeden zagraniczny czytelnik nieco się
rozczarował, gdy okazało się, że współczesnego Tokio nie zamieszkują
wyluzowani, świetnie mówiący po angielsku ludzie, którzy spędzają dni, słuchając
zachodniej muzyki i czytając amerykańskie kryminały – pisała Joanna Bator. – Moim zdaniem tu należy szukać kolejnej
odpowiedzi na pytanie o przyczyny sukcesu Murakamiego – o wiele łatwiej i
ciekawiej żyć w Japonii z jego powieści niż w realnej” („Książki. Magazyn do czytania” nr 3, grudzień 2011). Słowem, książka do polecenia komuś, kto szuka zgrabnej i niewątpliwie wciągającej powieści do przeczytania w podróży, ale niekoniecznie koneserom prozy lub czytelnikom oczekującym, że powieść pozwoli im przez chwilę wczuć się w rytm życia naprawdę przeciętnego mieszkańca Japonii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz