niedziela, 17 marca 2013

jak owca bez kimona

Ciągle nie wiem, co myśleć o Murakamim. Hochsztapler czy nie? „Tańcz, tańcz, tańcz” nawet mi się kiedyś podobało, teraz sięgnęłam po „Przygodę z owcą” i jakoś nie jestem przekonana. Żeby nie było: to jest dobre czytadło, jasno napisane, z wystarczającą ilością przygód, żeby wciągnęło każdego. Do tego fabuła wpisana jest w schemat powieści detektywistycznej, bo razem z głównym bohaterem szukamy tytułowej owcy, jedynej takiej w Japonii. Jest zatem dość lekko i przyjemnie, do chwili, kiedy któryś z bohaterów nie wyskakuje ze zdaniem o naturze filozoficznej. Głęboka radość, jaką budziły we mnie niektóre z tych przemyśleń, skutecznie niweczyła efekt realizmu magicznego, budząc jednocześnie głębokie wątpliwości wobec sensu dalszej lektury. Ale czy można przeczytać z obojętnością frazę „ludzie dzielą się na realnie przeciętnych i nierealnie przeciętnych”? Pop-filozofia spod znaku mistrza Coehlo (chociaż „Przygoda z owcą” powstała w 1982 roku, zatem przed „Alchemikiem”) z czasem jakoś zanika (albo ja się do niej przyzwyczaiłam…), ale kilka passusów jest absolutnie godnych upamiętnienia:

Możemy błądzić bez celu po krainie przypadkowości. Tak samo jak skrzydlate nasionka niektórych roślin są przenoszone przez kapryśny wiosenny wiatr. 
Ale można też uważać, że w ogóle nie istnieje żadna przypadkowość. To, co się już zdarzyło, najwyraźniej się już zdarzyło, a to, co się nie zdarzyło, najwyraźniej się nie zdarzyło. Czyli jesteśmy tylko chwilowym bytem uwięzionym pomiędzy „niczym” przed nami i „wszystkim” za nami i nie ma tu ani przypadkowości, ani prawdopodobieństwa. Między tymi dwoma poglądami nie ma właściwie dużej różnicy. To tak jakby nadać tej samej potrawie dwie różne nazwy (dotyczy to zresztą większości przeciwstawnych poglądów).

Można uważać, że spanie z dziewczyną to bardzo ważna sprawa, a można też uważać, ze to nic takiego. Czyli istnieje seks jako autoterapia i seks dla zabicia czasu.

Seks może być od początku do końca terapią albo od początku do końca sposobem na zabicie czasu. Zdarza się też, że seks, który zaczyna się jako terapia, pod koniec staje się zabijaniem czasu i na odwrót. Można powiedzieć, że nasze życie płciowe diametralnie różni się od życia płciowego wielorybów.
 
Nie jesteśmy wielorybami – to jedna z głównych tez mojego życia płciowego.

Na szczęście, w miarę upływu zdarzeń bohaterowie muszą więcej działać niż myśleć, więc podobne wyznania zostają nam oszczędzone i możemy skupić się wyłącznie na śledzeniu fabuły. A jest co śledzić, bo przygody jednego z mieszkańców Tokio pędzą niczym w powieści sensacyjnej, a tajemniczy bohaterowie, których napotyka, odrealniają tę historię, skłaniając do jej metaforycznej interpretacji. Sęk w tym, że to wszystko, o czym czytamy, napisane jest szalenie sugestywnie i przekonująco, ale próba streszczenia, o czym jest książka, narazić mnie może tylko na śmieszność. Murakami świetnie opisuje historię faceta, któremu nagle zaczynają się przytrafiać przygody na pograniczu realności i fantastyki. Te niezwykłe zdarzenia aż proszą się o wytłumaczenie, którego ostatecznie nie dostajemy. Czym jest tytułowa owca? Do czego dąży? Podobnych niewytłumaczalnych niesamowitości dostajemy więcej: jest dziewczyna-medium o magicznych niemal uszach, Człowiek-Owca, Owczy Profesor, dowiadujemy się, czym jest bezowczość… wszystko to najpierw budzi obcość, potem wciąga jako narracja, ale poza przyjemnością śledzenia całkowicie odklejonych od rzeczywistości zdarzeń, niewiele z tego wynika. Podobno sam Murakami przyznaje się, że nie wie, jak interpretować owcę z własnej powieści…

Łatwość lektury Murakamiego jest też w pewnym sensie jej wadą. Obie powieści, które przeczytałam, osadzone są w Tokio zwesternizowanym. Stylizowani na japońskich everymanów bohaterowie jedzą burgery i omlety, noszą sprane dżinsy i adidasy, słuchają amerykańskich przebojów, pracują na własną rękę i bez większego problemu porzucają tę pracę, aby w żywiole podróży odnaleźć siebie. Innymi słowy, jesteśmy na peryferiach Japonii w kimonach, ale i Japonii spod znaku Hello Kitty, pracowników korporacji widzimy tylko przez okno. Obyczajowość, kultura, pejzaż miejski – wszystko to nie różni się niczym od tego, który znamy z własnego podwórka. To na pewno ułatwia lekturę, ale nie należy dać się zwieść pozorom. „Niejeden zagraniczny czytelnik nieco się rozczarował, gdy okazało się, że współczesnego Tokio nie zamieszkują wyluzowani, świetnie mówiący po angielsku ludzie, którzy spędzają dni, słuchając zachodniej muzyki i czytając amerykańskie kryminały – pisała Joanna Bator. – Moim zdaniem tu należy szukać kolejnej odpowiedzi na pytanie o przyczyny sukcesu Murakamiego – o wiele łatwiej i ciekawiej żyć w Japonii z jego powieści niż w realnej” („Książki. Magazyn do czytania” nr 3, grudzień 2011). Słowem, książka do polecenia komuś, kto szuka zgrabnej i niewątpliwie wciągającej powieści do przeczytania w podróży, ale niekoniecznie koneserom prozy lub czytelnikom oczekującym, że powieść pozwoli im przez chwilę wczuć się w rytm życia naprawdę przeciętnego mieszkańca Japonii.


 Haruki Murakami, Przygoda z owcą, Wydawnictwo Muza, Warszawa, 2009.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz