sobota, 9 marca 2013

Karkonosze cz.1: wszystkie odcienie bieli. Karpacz – Samotnia – Śnieżka

„To może Karkonosze?” – rzuciłam pomysł, kiedy Pan Młodszy pytał, co chciałabym robić przez tyle dni wolnego. Nigdy tam nie byłam, o tej porze roku powinien być spokój, a do tego wszystkie pogodynki zapowiadały pogodę. Co prawda plan wycieczki opracowywaliśmy wieczór przed wyjazdem, noclegi rezerwowałam z samochodu, a we wtorek rano nadal nie do końca wierzyłam w to, że jedziemy, no ale – udało się! 

Miejsca są obłędne, widoki, przestrzenie i schroniska – zupełnie inne niż beskidzkie czy tatrzańskie, a poza sezonem można uniknąć tłoku na popularnych szlakach i spać gdzie się tylko zamarzy, nawet w kultowej Samotni. Przetestowaliśmy też dostępność Karkonoskiego Parku Narodowego dla psów: tabliczki w wejściu każą psom być na smyczy i w kagańcu, Misiek biegał głównie na dłuuuuugiej smyczy i bez kagańca i napotkany strażnik minął nas bez słowa. W schroniskach też nie mają z psami problemu, za czworonożnego gościa dopłaca się parę złotych, ale nikt na właścicieli nie patrzy krzywo. Nic, tylko siadać w samochód i jechać!

Malowniczego Karpacza nie zdążyłam sfotografować. Miasto niesamowite i chcemy tam wrócić i spędzić chociaż dwa dni, ale na pewno poza sezonem. Układ ulic – rodem ze snu szalonego urbanisty… Rozumiem, że w mieście budowanym na zboczu pewnie inaczej się nie dało, ale nawigację samochodem w Karpaczu po prostu trzeba przeżyć. W związku ze znaczną różnicą wysokości w obrębie Karpacza i plątaniną ulic, samochodu nie zostawi się w pierwszym lepszym miejscu, bo takiego po prostu nie ma. Nasz szlak zaczynał się niedaleko Świątyni Wang i bardzo staraliśmy się nie wylądować na którymś z parkingów z opłatą 5 zł za godzinę. W sezonie może być z tym kłopot… Na szczęście udało nam się zostawić auto niedaleko od świątyni i ruszyć do góry. Jeszcze rzut okiem na Wang. Jest już godzina 16, przed nami droga do Samotni, postanawiamy zatem zwiedzić Świątynię w drodze powrotnej.


Na szlaku do Samotni. Niby ceprostrada podobna do Doliny Chochołowskiej, ale wszyscy spotkani na tym szlaku byli pozytywnie nastawieni i witali nas turystycznym pozdrowieniem, co w niższych częściach Tatr nieczęsto się zdarza. Ktoś litował się nad naszymi plecakami (bo to urlop all inclusive, czyli wszystko, czego potrzebujemy, nosimy na plecach), kto inny chwalił się, że wstał o 4 rano, żeby po 30 latach wrócić w Karkonosze i wejść na Śnieżkę. Słońce zachodziło.


Przejście przez polanę i ostatni odcinek do Samotni były najtrudniejsze. Określenie „wiało” nie oddaje nawet w części siły tej pizgawicy, przez jaką musieliśmy przejść (i nadal nie był to najsilniejszy wiatr, w jakim szliśmy w górach!). Na szczęście wkrótce zaświeciły się światełka Samotni.



Kiedy za oknami szalał wiatr, my rzuciliśmy się na spóźniony obiad i gorącą herbatę...


Noc była zimna. Prawdopodobnie dogrzanie niemałego i w całości drewnianego schroniska nie jest łatwe, a wiatr wywiewał ciepło. Dobrze, że mieliśmy ciepłe śpiwory. Nad ranem uspokoiło się i wyciszyło. Wyszło słońce! Mieć taki widok z okna – bezcenne.


Pogoda sprzyja! 


Ruszamy na podbój Śnieżki. Widok na Pielgrzymy. Obejrzymy je dokładnie kilka dni później.


Typowe karkonoskie schronisko górskie: Strzecha Akademicka, około 15 minut od Samotni. Ogromne, brzydkie, niezachęcające, pełne wycieczek dziecięcych i szkółek narciarskich... Dobrze, że nam udało się dostać pokój w Samotni!


Chociaż przyznać trzeba, że ze Strzechy mają ładny widok na Karpacz i okolice.


Ostatni rzut oka na ściany Małego Kotła, w którym leży Samotnia. Na horyzoncie maleńki Słonecznik – skała, którą planujemy zobaczyć.


Szybko opuszczamy las i wkraczamy w strefę kosodrzewiny. Teraz, zimą, wszystko przykryte jest metrową warstwą śniegu.





Na horyzoncie pojawia się charakterystyczny kształt obserwatorium meteorologicznego na szczycie Śnieżki.



Fascynujące są te puste pola pokryte karłowatymi drzewkami.


Przed samym podejściem na szczyt Śnieżki można odpocząć w Śląskim Domu, kolejnym schronisku, które nas, przyzwyczajonych do małych beskidzkich i tatrzańskich domków, pełniących funkcję schronisk i bacówek, trochę przeraża.


Im wyżej, tym lepsze widoki.




Weszliśmy. Kosmiczna architektura obserwatorium w całej krasie.



Widok ze Śnieżki.




Pod Śląskim Domem dowiaduję się, że Pan Młodszy podczas zejścia ze Śnieżki złamał kijek. Na pociechę mamy sympatycznych turystów, pamiątkowe zdjęcia z Misiem i malamuta, który spogląda na nas z okna Domu Śląskiego.


Jestem fanką dziwnych karkonoskich pejzaży!



W drodze do Spalonej Strażnicy. Wielka pustka. Jest czym oddychać!








Jest tak pięknie, że wydłużamy powrót do Samotni. Zatrzymujemy się, rozglądamy, robimy zdjęcia, gadamy... taka pogoda nieczęsto się trafia. Szkoda tylko, że nie pomyśleliśmy, jak bardzo to zimowe słońce może spalić nam twarze...



I Miś ma gdzie biegać...





Na dole już widać „naszą” Samotnię.


Mały Kocioł o zachodzie słońca.


Lodowe okna na ścianach kotła.


Informacje praktyczne:
Przejazd Kraków – Karpacz: ok. 5 h. Nam udało się zostawić samochód na jednym z nielicznych bezpłatnych parkingów w pobliżu Świątyni Wang. Stąd ok. 10 minut podejścia do Świątyni, gdzie zaczyna się niebieski szlak do Schroniska PTTK Samotnia.

Przejście niebieskim szlakiem (zimowym) od Świątyni Wang do Samotni: ok. 1,5 h.
Przejście z Samotni na Śnieżkę zimowym szlakiem przez Kopę: ok. 3 h.

Nocleg w Samotni w pokoju dwuosobowym z psem: 40 zł od osoby (bez pościeli).
Obiad dla dwóch osób (schabowy z ziemniakami gotowanymi i kapustą zasmażaną, filet z kurczaka z pieczonymi ziemniakami i surówką, 2 herbaty): ok. 60 zł. (uch, jakie to było dobre!)
Herbata: 4 zł
Biała kawa: 7,5 zł
Wrzątek: 0,50 zł za 250 ml
Piwo lane Książęce ciemne: 8 zł (jakie to było dobre!)
Do wyboru też puszkowane piwa: Piast, Tyskie, Lech etc., też 8 zł za puszkę 0,5 l.

Generalnie przy noclegu w Samotni dobrze mieć własną kawę, herbatę i kubek i kupić wrzątek, bo rzeczy śniadaniowe, ciepłe napoje, piwo oraz ciastka, czekolada etc. wychodzą drożej niż w innych schroniskach. Poza tym miejsce fantastyczne i w pełni zasługujące na swoją legendę.

Orange nie ma zasięgu, T-mobile jest. W pokojach nie ma kontaktów, ale komórkę można doładować w jadalni lub w umywalni. 

Wielki plus dla Samotni za dużo świateł w pokojach i za lampki nad łóżkami! To pierwsze schronisko, w którym ktoś o tym pomyślał i wreszcie można poczytać wieczorem, nie świecąc sobie latarką czołową :)

4 komentarze:

  1. Poczwórne serduszko dla Kotła Małego Stawu i Samotni: <3 <3 <3 <3 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak! Dla tych miejsc to każde serduszko :)
      A Ty tam byłaś, czy tak z miłości fotograficznej serduszka zabiły?

      Usuń
  2. Ja tam dawno temu na edytorskiej wyprawie pod przewodnictwem Pan Młodszego zjarałam sobie twarz na buraczany kolor majowym słońcem, co to się w śniegu tam leżącym odbijało. Zostało mi więc głównie to wspomnienie, ale na szczęście również wieczna miłość do Kotła Małego Stawu i Samotni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh pamiętna wyprawa, na której mnie nie było. Na pociechę powiem Ci, że teraz nam spaliło pyski :)

      Usuń