wtorek, 29 stycznia 2013

2 x Nahacz

Jeden wpis o dwóch książkach Nahacza: krótkich, dość podobnych i przeczytanych jedna za drugą. 

„Osiem cztery” to debiut Mirosława Nahacza: młodego Łemka wychowanego w małej wsi w Beskidzie Niskim. Książka została wydana, jeszcze zanim jej autor zdał maturę. Wkrótce po niej Nahacz dostał stypendium, zdał na studia do Warszawy i diametralnie zmienił swoje życie. Jednym ze świadectw jego spotkania z „wielkim światem” jest „Bocian i Lola”, ostatnia książka wydana za życia autora. Między nimi Nahacz wydał tylko „Bombla”; samobójcza śmierć w 2007 roku przerwała jego prace nad „Niezwykłymi przygodami Roberta Robura”, wydanymi pośmiertnie w 2009 roku w wydawnictwie Prószyński i S-ka (nie w Czarnym, macierzystym wydawnictwie Nahacza).



Od śmierci dwudziestotrzyletniego pisarza minęło już parę lat. Fala fascynacji nim jakoś mnie ominęła. Do wydawców dobijają się kolejni młodzi twórcy, a debiutująca w tym samym czasie co Nahacz Masłowska, zdążyła wydać powieść o wypalonych trzydziestolatkach. Mniej więcej takich, jakich dziesięć lat wcześniej, jako wchodzących w dorosłe życie, usiłował opisać Nahacz, co zresztą przyniosło mu sławę „głosu pokolenia 1984”. Czy dzisiaj ta etykietka przekonuje? Mam z tym pewien kłopot. Co prawda nie łapię się na tytułowe pokolenie „osiem cztery”, które u Nahacza jeszcze zdążyło zapamiętać końcówkę PRL-u, jeszcze wie, co to peweksy i już mgliście też, co to kapitalizm, realizowany w siermiężnych warunkach; pokolenie, które chce spróbować czegoś innego, dlatego eksperymentuje z używkami, chociaż jest też świadome tego, że ich wolność jest tymczasowa i skończy się tradycyjnie żoną, rodziną i spokojnym życiem. Fabuła oraz narracja obu powieści są zaskakująco podobne: to halucynacyjna podróż przez świat najróżniejszych używek, w jaką zabiera nas pierwszoosobowy narrator, podróż podważająca realność świata, w jakim się znajdujemy. W debiutanckim „Osiem cztery” używkami są jeszcze zbierane w lesie grzyby halucynogenne, zażywane na przemian z trawą i alkoholem na imprezie w domku letniskowym rodziców jednego z przyjaciół. „Bocian i Lola”, z akcją umiejscowioną w Warszawie, przynosi nie tylko krytykę wielkomiejskiego stylu życia na czele z symbolizującymi go galeriami handlowymi czy klubami, ale i takie zaburzenia percepcji rzeczywistości, które możliwe są po dużo mocniejszych środkach... Zresztą, nie zdradzając zbyt wiele z fabuły „Bociana i Loli”, powiem tylko, że halucynogenną jazdę zapewniała narratorowi mieszanka specyfików chemicznych i... literatury, a sam główny bohater, niczym Leonardo DiCaprio w „Incepcji”, zagubiony w kolejnych rzeczywistościach, poszukuje Loli, bo tylko jej obecność może zagwarantować mu wyrwanie się z halucynacji. Bo Lola, podobnie jak bączek w filmie Nolana, jest jedynym elementem, niezawodnie oddzielającym świat rzeczywisty od wyobrażonego.



Brzmi to wszystko bardzo dobrze, ale mam wobec tej prozy pewne wątpliwości. „Bocian i Lola” to książka dużo lepsza od „Osiem cztery”, chociaż obie powieści są świetnie napisane i Nahacz niewątpliwie miał ucho do dialogów. Mam wrażenie, że bardzo starał się wyjść poza opisywanie własnych perypetii życiowych. W „Osiem cztery” dopiero tego próbuje, „Bocian i Lola” jest już tekstem dużo bardziej dojrzałym, ale nadal pozostaje niedosyt. To bardzo dobrze rokująca proza, której jednak brakuje doświadczenia, zaplecza intelektualnego... Nie przekonuje mnie jako „głos pokolenia” (które zresztą dorosło i albo ustatkowało się, albo bierze inne używki; kolejni, urodzeni po osiemdziesiątym dziewiątym roku już się z opisywanymi przez niego dwudziestolatkami nie utożsamią – mają inne motywacje, inne wyobrażenie siebie samych, inne ideały...), ale pozostawia żal, że jej autor nie zdążył napisać swojego arcydzieła.

Mirosław Nahacz, „Osiem cztery”, Wydawnictwo Czarne, 2003.
Mirosław Nahacz, „Bocian i Lola”, Wydawnictwo Czarne, 2005.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz