środa, 30 stycznia 2013

Django. The D is silent.


Jeśli jeszcze nie nucicie pod nosem „Django... Django...”, bardzo proszę jak najszybciej to nadrobić, iść do kina i nucić! „Django” Quentina Tarantino poprawia nastrój, jak mało co tej zimy. I niezależnie od tego, co kto sądzi o hektolitrach czerwonej farby, totalnej rąbance, odstrzeliwaniu głów i całej tarantinowskiej otoczce związanej z pokazywaniem przemocy – to jest dobry, mocny i mądry film, ze świetną (jak zawsze!) muzyką.


Nie widziałam w życiu ani ćwierć spaghetti westernu, ale gdyby którykolwiek z nich miał być równie udany, jak radośnie parodiujący ich konwencję „Django”, to pewnie stałabym się fanką gatunku. Fabularnie „Django” dzieli się na dwie części: pierwszą, w której czarnoskóry niewolnik staje się partnerem niemieckiego dentysty i razem z nim pracuje jako łowca głów oraz drugą, związaną z odnalezieniem i uwolnieniem ukochanej głównego bohatera, sprzedanej jako niewolnica na inną plantację. Dwa tematy, dwie tonacje. Pierwsza, bardziej łotrzykowsko-przygodowa. Doktor Schultz (tym razem budzący sympatię widza Christoph Waltz) i uwolniony przez niego Django przemierzają Stany, biali, których zabijają, to na ogół źli ludzie, jest tu i wolność podróży, i spora dawka absurdalnego tarantinowskiego humoru (wolę nie wkopywać się w wyliczanie scen, i smaczków, które pamiętam i które są piękne, bo wyjdzie z tego opis trzech czwartych filmu, ale spór o białe worki na głowach, które noszą chcący dokonać zemsty na naszych bohaterach biali plantatorzy, jest mistrzostwem dialogu  kto widział, ten potwierdzi), i dużo zabawy. Niewolnictwo, rasizm, nierówność, wyzysk, przemoc – wszystko, co w pierwszej części raczej obracało się w żart, w drugiej połowie filmu zyskuje swoją wagę.


Hilde – żona Django (czarnoskóra niewolnica znająca niemiecki i nazywająca się Brunhilda!) – może być odkupiona tylko podstępem. Dotychczasowi łowcy głów podają się zatem za kogoś innego i przedstawiają jej właścicielowi. Sam Django z krwawego mściciela okrutnych białych plantatorów wejść musi w rolę czarnego handlarza niewolnikami, człowieka wolnego, ale pogardzanego, awansowanego niewolnika, który tylko sprytem i okrucieństwem mógł uniknąć losu innych czarnych. Wcześniejsze rozterki etyczne tytułowego bohatera znikają. Chcąc odkupić Hilde od psychotycznego właściciela plantacji (fascynujący DiCaprio jako wyrafinowany okrutnik Candy), Django musi przekonująco odegrać swoją rolę i udowodnić, że jest taki, jak otaczający go biali: nieczuły na ogrom zła, które spotyka pozostałych niewolników. Sceny, w których podaje się za handlarza niewolników to w filmie moment, w którym urywa się śmiech. Okrucieństwo wobec murzynów staje się czystym złem, bez domieszki zabawy, aktem, który boli także widza. Tarantino perfekcyjnie kieruje emocjami widowni: wszyscy kibicujemy Django w jego walce o prawo do własnego szczęścia. Jego zwycięstwo dokona się efektownie, przy dźwiękach muzyki z lat siedemdziesiątych, z ostentacyjnie parodiującą spaghetti westerny sceną triumfu naszego bohatera. Nie sposób oprzeć się tej euforii, jak kiczowaty by ten finał nie był.



Podziwiam Tarantino za dialogi, umiejętność pisania scenariuszy wbrew wszelkim możliwym szkołom (kiedy każdy rozsądny scenarzysta kazałby bohaterom działać, on zatrzymuje akcję i traci czas na wielominutowy dialog o niczym) oraz za ufność wobec aktorów: dialogi dialogami, ale bez kunsztu Jamiego Foxxa, Leonardo DiCaprio, Christopha Waltza, Samuela L. Jacksona (genialna rola „dobrego, wiernego murzyna” spod znaku Wuja Toma i „Przeminęło z wiatrem”, niejednoznaczna, jak i pozostałe) „Django” nie byłby aż tak porywający. Idźcie na „Django” i dajcie się mu uwieść!

„Django Unchained" („Django”), reż. Quentin Tarantino, 2012.

2 komentarze:

  1. Też nam się bardzo podobał. A już następnego dnia muzyka z filmu umilała nam wieczór :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My ciągle rozważamy pójście do kina drugi raz... Pewnie się nie uda, bo ciągle wchodzą nowe filmy, które się chce obejrzeć, ale nie pamiętam, kiedy się tak dobrze w kinie bawiłam :)

      Usuń