Bałam się „Tataraku”. Ktoś zdążył powiedzieć, że to wstrząsający
film, gdzieś przeczytałam entuzjastyczną (i w podobnym tonie) recenzję – i przez
długi czas omijałam go szerokim łukiem, bo niekoniecznie chciałam oglądać filmy
o śmierci. Wreszcie nadszedł ten czas i zmierzyłam się z tym (póki co) ostatnim
filmem Wajdy.
Najważniejsze z wrażeń po jego obejrzeniu to rozczarowanie. Nie
wstrząsnął mną. Co więcej, obejrzałam ten film z niesłabnącym poczuciem
dystansu wobec tego, co oglądam. Nie można powiedzieć, że to film zły,
szczególnie, jeśli jako modelowy zły film posłuży nam „Katyń”. „Tatarak” jest
na szczęście dużo lepszy, ale i tak wszystkie zachwyty nad nim uważam za
przesadzone.
Kłopot sprawia mi przede wszystkim opanowanie materiału
literackiego, wykorzystanego w filmie. „Tatarak” powstał na podstawie trzech
tekstów: opowiadania „Tatarak” Jarosława Iwaszkiewicza, „Zapisków ostatnich”
Krystyny Jandy oraz „Nagłego wezwania” Sandora Marai. Przyznaję – nie czytałam
żadnego z nich. Jednak wrzucenie trzech tekstów w trwający godzinę dwadzieścia (z
napisami) film o nie tak znowu dużej ilości zdarzeń budzi moje wątpliwości, czy
na pewno w ten sposób dobrane teksty powinny być sfilmowane. Co więcej, na filmowy
„Tatarak” składają się następujące wątki: pierwszy – będący adaptacją
Iwaszkiewicza; drugi – monolog Jandy o chorobie i śmierci jej męża, Edwarda
Kłosińskiego; i trzeci – zdjęcia z offu, wokół powstawania filmu. Gdzie zatem
ten Marai? Może gdybym znała jego tekst wcześniej, udałoby mi się zobaczyć go w
filmie Wajdy…
Trzy wątki, a każdy wadliwy. Adaptacja Iwaszkiewicza, w
przeciwieństwie do fenomenalnych „Panien z Wilka” – nie porywa, choć jest przyzwoita.
Tu najgorsze są sztuczne dialogi. Z kolei monologi Jandy, o których szczerości
tyle pisano brzmią lepiej jako tekst, kręcone są dyskretnie, z nieruchomej
kamery ustawionej w pustym pokoju. Jest malarsko i teatralnie. Janda powściąga
emocje i gra bez typowej dla siebie histerii, ale to nadal jest Janda. Dla
wielbicieli Jandy. Sceny z kręcenia „Tataraku” – kuriozum. Janda z Wajdą w
plenerze na próbie czytanej, Janda czyta na głos opowiadanie Iwaszkiewicza,
passus o zapachu tataraku, trochę kadzidlanym, trochę błotnym, który
narratorowi kojarzy się z młodością i śmiercią jednocześnie. Co jakiś czas
Wajda podaje jej liść tataraku do powąchania. Ona przerywa lekturę i wącha z
zamyśleniem i wczuwaniem się (w rolę? W nastrój opowieści?). Od tej tautologii
jeszcze gorsza jest tylko scena poruszonej filmowaną właśnie śmiercią Bogusia
Jandy, która ucieka z planu filmowego. Niepotrzebna, histeryczna, kompletnie niewiarygodna.
Główny motyw fabuły, oparty na opowiadaniu Jarosława
Iwaszkiewicza, opowiada o matczyno-erotycznej relacji, łączącej umierającą
panią Martę z Bogusiem, chłopcem dorastającym, takim, jakim nigdy nie stali się
jej zabici w Powstaniu Warszawskim synowie. Na grającą rolę pani Marty Krystynę
Jandę ciężko mi było patrzeć. Pozbawiona zmarszczek twarz, nowy rysunek ust… Rozumiem
powody, dla których ktoś poprawia sobie urodę, ale ciężko mi zaakceptować ich
rezultat – sztuczną twarz. Na partnerującego Jandzie Pawła Szajdę w roli
Bogusia patrzy się przyjemnie, bo urodę ma żywcem „z epoki”, za to nie daje się
go słuchać, tak fatalnie jest zdubbingowany. Na szczęście, poza parą głównych
bohaterów, jest na co patrzeć i czego słuchać, dzięki pracy operatora – Pawła Edelmana
i autora muzyki do filmu – Pawła Mykietyna. Zdjęcia i muzyka są zdecydowanie
najmocniejszą częścią dzieła.
I znowu okazało się, że patent Wajdy, polegający na zebraniu
genialnej ekipy i korzystania z jej zbiorowej energii jakoś się sprawdził. Duet
Edelman – Mykietyn to jednak za mało, żeby ten film komuś polecić, ale
przynajmniej (nareszcie!) kolejny film Wajdy daje się bez większego bólu obejrzeć.
Szkoda, że pomysły, które kiedyś gwarantowały Wajdzie sukces (adaptacje
Iwaszkiewicza, robienie z rzeczywistości materiału filmowego) – teraz wydają
się wtórne, nieudane. Aż strach pomyśleć, co mistrz zrobi teraz „Wałęsie”…
„Tatarak”, reż. Andrzej Wajda, 2009.
Pięknie napisałaś,mnie też ten film nie powalił na kolana
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Niestety, byłam bardzo rozczarowana tym filmem, a zaraz czeka nas "Wałęsa"...
Usuń