czwartek, 23 maja 2013

Miasto Słońca: tuż za wschodnią granicą

Ile znacie książek o Białorusi?
No właśnie. Zgadzam się, Białoruś nie jest potęgą ani pierwszoplanowym graczem politycznym, nie budzi więc wielkiego zainteresowania. Może też nie wpuszcza tak łatwo reporterów. O ile udało się już napisać książki poświęcone krajom tak bardzo zamkniętym dla dziennikarzy i turystów jak Turkmenistan czy Korea Północna, o tyle nasz wschodni sąsiad nadal czeka na swoją kolej. Książka Artura Klinaua „Mińsk. Przewodnik po Mieście Słońca” tylko częściowo wypełnia tę lukę. „Mińsk” jest serią poetyckich esejów poświęconych jednemu miastu. I chociaż po lekturze książki przyszedł mi do głowy pomysł wyskoczenia do Mińska, nie łudzę się, że dałoby mi to możliwość zobaczenia go takim, jak przedstawia je Klinau, bo wyłaniające się z jego wspomnień miasto betonowych pałaców, złocistożółtych pomników socrealistycznej kultury, stojących pod błękitnym niebem, już nie istnieje. 




Mińsk w oczach Klinaua staje się ucieleśnieniem projektu Miasta Słońca Tomasza Campanelli, miejsca, gdzie żyją równi ludzie, poddani sprawiedliwej władzy Metafizyka. Ta siedemnastowieczna utopijna idea społeczeństwa doskonałego jest dla autora kluczem do zrozumienia architektonicznej, już powstałej w wieku dwudziestym, logiki rodzinnego miasta. Mińsk: pierwsze duże miasto na drodze podróżujących z zachodu do Moskwy, miał swoim gościom pokazać potęgę imperium, do którego właśnie trafiali. Mówiąc językiem autora, miał być wrotami do Krainy Utopii. 

Tę częstokroć szpetną zabudowę oglądamy częściowo jako próbę wcielenia w życie określonej idei, ale też jako Krainę Szczęścia samego autora. Klinau opowiada o losach miasta od początku jego założenia (przypominając też o wspólnej historii dzisiejszej Polski, Litwy i Białorusi), skupiając się przede wszystkim na opisie miasta swojego dzieciństwa i młodości. Jego wizja Mińska jest zatem połączeniem ciepłych, sentymentalnych wspomnień oraz wiedzy dorosłego już człowieka, który widzi przestrzeń swojego rodzinnego miasta jako w pewien sposób logiczną konstrukcję. To połączenie spojrzenia zdystansowanego dorosłego oraz zaangażowanego dziecka sprawia, że Mińsk w opowieści Klinaua staje się miejscem mitycznym, na swój sposób pięknym, ale nieistniejącym. Autor kończy swoją opowieść z chwilą upadku Krainy Szczęścia, który okazał się zabójczy dla Miasta: 
Miasto Szczęścia umarło, pozostała jednak kuriozalna, do niczego na świecie niepodobna konstrukcja estetyczna  Słoneczne Miasto Marzeń  gigantyczna scenografia pewnego projektu Utopii zwanego roboczo Szczęściem (s. 148).

Artur Klinau, „Mińsk. Przewodnik po Mieście Słońca”, tłum. Małgorzata Buchalik, Wydawnictwo Czarne, 2008.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz